niedziela, 3 lutego 2013

NAPĘCZNIAŁO

... takiego słowa użył ostatnio mój niespełnatrzylatek. Zresztą w jak najbardziej właściwym znaczeniu, bo chodziło mu o foliową zabawkę, którą nadmuchał. Dzisiaj z kolei flips mu się UMAŁAŁ (ułamał) i okazało się, że Big Papa ma TLAMPE (knajpę). A parę dni temu rano odbyła się taka rozmowa:
A: Która godzina?
O: Dziewiąta
R: Po dludiej, po dludiej będzie.

Poza tym normalką są już rozbudowane zdania, jak to sprzed godziny:
O: Ale, Rysiu, po co kropelki, przecież już nie masz katarku.
R: Nieee, mam tatalet i ce tlopenti w tatim lazie bo... bo mam tatalet.

Albo: Mamo, zabiez tąd Jadiente, bo ona mje atatuje!
 
Albo w czasie kąpieli: Potem Cie otubie (oskubię), mamo, jat sie wytompie. (chodzi o obdzieranie mnie ze skóry - Rysio się w tym lubuje...)


Poza tym na tapecie jest nadal ponton, którego silnik ostatnio czasem się krztusi (to ciekawsze niż jak ciągle działa) i łowienie ryb, przy czym morze pochłonęło już dwie wędki, w tym jedną naprawdę wspaniałą, zbudowaną z wielkiego strąka, z haczykiem zrobionym przez tatę z urżniętej szekli. Entuzjazm jednak nie gaśnie i rekinów na koncie wytrawnego rybaka przybywa (piszę: na koncie, a nie "w chłodni", bo Rysiek od razu zjada je na surowo, jeszcze żywe). Ale w kwestii zabawy ze starszymi kolegami nasz Mały Ludzik musi się jeszcze sporo nauczyć... Maks jako doświadczony życiowo przedszkolak robi go jak chce i wystarczy, że powie: "Tu jest moje lotnisko i Ty tu nie możesz przechodzić, dopiero o siódmej rano!" i już Młody Szczawik leci do mamy ze łzami w oczach, że on tam chce, a nie może. Nie wpadnie jeszcze na to, żeby sobie swoje lotnisko urządzić metr dalej i wypiąć się na konkurencję, a nawet jak mu się to podpowie, to jakoś nie śmie... I w ten sposób siedzi czasem smutny, bo nie może zbliżyć się do kabestanu, który właśnie tankuje paliwo (?) albo pociąga nosem, gdy słyszy, że wielofunkcyjna broń wroga i tak zamrozi albo spali jego ponton, nawet jeśli uda się go naprawić. A naiwna matka, również niedoświadczona w walce ze Starszym Kolegą, zamiast wyluzować, angażuje się w te konflikty, w duchu oburza i dogaduje, że Rysio sobie w takim razie znajdzie inny kabestan albo żeby ktoś tu "nie był taki mądry" itd. O. Powiedziała co wiedziała stara rura. :)  No ale cóż poradzę... "czasem nagle smutniejesz - to jakby dnia ubywa..." :(


A Jagnię? Ta to dopiero jest! Zepsuła się ostatnio lekuchno i zdarza jej się beczeć, jak znikam za zakrętem. Normalnie płacz, łzy, krzyk, wyrzut, w pełni skrzywdzona Młoda Kobieta. Bo mama WYSZŁA. Poszła siku i pewnie już nigdy nie wróci. Lepiej: poszła wyrzucić coś do kosza (w tej samej kabinie, tylko za ścianką), więc na pewno już nie kocha swojej córki. Kosz jest ważniejszy.
Za to je jak wściekła! Buba ostatnio przy śniadaniu ze zdziwieniem zauważył: "Ej, ona je! Już nie tylko bierze i rozwala, ale normalnie JE!". No i zgadza się. Uwielbia pomidory i rybę (wciąga ze skórą aż mlaszcze!), i nadal kocha wchodzić na stół. Już nie mogę się doczekać jak wróci do swojego krzesełka, które po pierwsze ma porządne pasy, a po drugie daje się postawić dalej od stołu. No i tam już nie trzeba się będzie tak przejmować tym włażeniem, bo na pewno nie wlezie Grandemu do talerza ani nie wsadzi łapy do mięsnego jeża przeznaczonego dla 10 osób.
"Ty, Panda, patrz! To my!"
W ogóle w domu będzie pięknie :) Dokładnie za tydzień wsiadamy do samolotu na Martynice, a za 10 dni będziemy w Polsce (po drodze dwie noce w Paryżu - Adrian właśnie siedzi obok i rezerwuje nocleg).
Ale, co ciekawe, mam wprawdzie już dosyć statku, warunków, otoczenia, trybu życia, rozkładu dnia itp., ale nie ludzi. Byłam przekonana, że po trzech miesiącach razem to właśnie ekipa będzie mi najbardziej działać na nerwy, a tymczasem spokojnie mogłabym żyć z nimi dalej, tylko już nie na "Chopinie". W drugą stronę może to tak nie działać - myślę, że oni akurat odczują lekką ulgę, gdy wyjedziemy, zwłaszcza podczas posiłków :).

Trzy dni temu na Beef Island (jedna z Brytyjskich Wysp Dziewiczych)
 A piszę od Big Papy! Dominika po raz pierwszy....po raz drugi.... po raz trzeci! A mimo to udało się odwiedzić nieznane miejsca i to w okolicy kei - bardzo przyjemny park z fortem tam mają, a w forcie mango i armaty, więc czegóż chcieć więcej... ? :) Teraz jest 22:30, dzieciaki śpią sobie słodko (jak mniemam), a czuwa nad nimi najkochańsza na świecie Klaudia, zawsze gotowa pomóc, nawet kiedy pada na swój zmęczony pyszczek. Klaudia, nie zapomnimy Ci tego! :)


2 komentarze:

  1. Wracaj, wracaj.
    Jak Rychu pozna się z Kubą, to będzie sytuacja odwrotna niż z kolegą ;)

    OdpowiedzUsuń