wtorek, 23 października 2012

Ufffff.... jak gorąco!

...nam będzie na tej Martynice. W Pabianicach wprawdzie mokro, ale też mi temperatura już powoli skacze, zwłaszcza jak odpowiadam na pytania, kiedy wyjeżdżamy i uświadamiam sobie, że za półtora tygodnia. O kurde, teraz dodatkowo zobaczyłam to na piśmie. Dobiję się jeszcze i przeliczę sobie na dni. Wyszło mi DZIESIĘĆ. Nie żeby coś, ale trochę mało. Właściwie to chyba nie bardzo do mnie dociera, że płyniemy. I że te palmy, te banany, ci Murzyni i my tam w tym wszystkim. Jak dobrze pójdzie. Bo pewnie zapomnimy biletów na samolot, spóźnimy się na niego, nie weźmiemy paszportów albo coś - takie róże myśli zaczynają mnie prześladować, a potem przychodzą uspokajacze: biletów i tak się teraz nie ma fizycznie, tylko komputer na lotnisku wszystko wie; jak się spóźnimy, to przecież lecimy z kilkudniowym wyprzedzeniem, więc z bólem kieszeni, ale jednak „pojedziemy następnym”; Adrian będzie pamiętał o paszportach. Więc CO się wydarzy??? Na pewno nie wsiądziemy tak po prostu i nie polecimy, a potem nie wejdziemy po trapie i nie popłyniemy. Aaaaaaaaa, już wiem. Koniec świata. Ma być jakoś w tym roku.

Ale zanim to nastąpi, to jeszcze sporo wrażeń nas tu czeka, np. chrzciny Jagnięciny za tydzień, żeby jej tam jakieś pogańskie diabły nie tkły. Wiem, wiem – dziecko się urodziło ponad pół roku temu, po drodze było piękne lato i mnóstwo idealnych okazji, żeby zrobić śliczne, łatwe i przyjemne chrzciny. Ale my wolimy zrobić to przy śniegu z deszczem (o Mateńko, jaki piękny płaszczyk jej chrzestna kupiła! :D), na cztery dni przed wyjazdem, żeby się wychodząc w przedpokoju zabić o spakowaną torbę (ta...już nas widzę spakowanych na cztery dni przed). Także tak to u nas wygląda mniej więcej. Coś mi się zdaje jednakowoż, że od jutra zacznę obwieszać mieszkanie kartkami typu „Paszporty są TUTAJ”, „Szczoteczki weź”, "Buty kupiła?", „Kropleeeeeee!” albo co gorsza: „Dzieci zaszczep!”, „Najpierw magisterka, potem zabawy”, „Coś śmierdzi... kaszka na piecu?”

Chyba zaczynam się denerwować.








PS.: Spoko, zaszczepiłam je przecież.


1 komentarz: