wtorek, 1 stycznia 2013

...ale rozdają kokosy!




 Pod wieczór wróciliśmy z pięknego ogrodu botanicznego do naszej wioseczki i przed powrotem na statek (mieliśmy jeszcze pół godziny do odejścia pontonu) wybraliśmy się na krótką wycieczkę w poszukiwaniu jakichś drobnych lokalnych jedzonek. No i wyszła nam z tego COCO-UCZTA! Najpierw kokosowy sorbet z sorbeciarki od Pani w Fartuszku – jak już pisałam: niebiański!!! Potem coco-kulki, czyli kokosanki w całości złożone z kokosowych farfocli w jakimś cieście – też pycha!



A na koniec zauważyliśmy na palmie dwa dojrzałe kokosy, czekające tylko na strąciciela, który zechciałby je strącić. Strąciciel ten nadszedł niespiesznym krokiem, przybrawszy postać Mojego Męża Adriana. Schylił się on po spory kamień, żeby cisnąwszy nim spełnić swą strącicielską powinność, lecz został powstrzymany przez malowniczą parę tubylców stojących nieopodal i patrzących sobie na zachód słońca, a od krótkiej chwilki już na nas. On: wysoki, szczupły, w luźnych ubraniach i kapeluszu, mniej więcej trzydziestoletni, ona: co najmniej dwa razy starsza, w kraciastej sukience, typ mojej Babci Czesi. Jako tubylcy, czyli znawcy kokosowych zwyczajów, jęli początkującemu strącicielowi pokazywać, że to nie pyknie, bo trzeba takiego ukręcić. Pani przeszła przez ulicę, otworzyła furtkę swojego gospodarstwa i po chwili wróciła stamtąd z długaśką tyką rozwidloną na końcu, którą wręczyła Memu Mężu. A on, mając do strącania talent, poradził sobie z obydwoma kokosami błyskawicznie. Ale na tym nie koniec uprzejmości naszych tubylców! Następnie bowiem Miły Pan Murzyn przystąpił do edukacji rozłupczej, to znaczy wziął strąciciela nieco bliżej wody, gdzie było dużo dużych kamieni i zaprezentował, jak rozbić taki kokos bez toporka z pepożki. Poszło mu znakomicie i już po chwili częstował nas pysznymi kawałkami kokosa, a z łupiny polecił zrobić popielniczkę dla naszych przyjaciół w Polsce (mówił trochę po angielsku, więc wiem!) . Podejrzewam, że gdyby nie oddech pontonu, który czuliśmy już na karkach, pogawędzilibyśmy nieco dłużej z tą przemiłą parą, ale spieszyliśmy się, więc pięknie podziękowaliśmy, pomachaliśmy sobie na pożegnanie i wróciliśmy na statek jako Strąciciel Terminujący u Samego Murzyna i Jego Rodzina.
A wsadźcie sobie w nos całe Wasze kakao!






2 komentarze:

  1. WOW :D Ale czad! Czyli oni mają takie specjalne tyczki do ukręcania kokosów :)
    Dla takich tambylców robicie furorę z jasnowłosymi dziećmi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczęśliwego Nowego Roku Dzielne Dzieciaki! (w ogóle nie mogę się do Was dodzwonić w tym roku!)-mama.

    OdpowiedzUsuń