12 I
Nawigują aż im się uszy trzęsą! |
Wczoraj po południu udało nam się
wylądować pontonem na Grenadzie i to tuż przy ulicy w St. George's – stolicy wyspy.
To nie nasz ponton, a szkoda! :) |
DAMA. Tę sukienkę miała jeszcze zanim okazała się dziewczynką... |
Miasteczko
już po lekturze przewodnika wydało mi się ładne i całkiem
ciekawe, ale miało coś, co uniemożliwiło nam jego dokładne
obejrzenie: targ. Po skorzystaniu z internetu przy pysznych
orzeźwiających koktajlach (Kaczki o smaku orzeszków ziemnych
rządził!), ruszyliśmy do polecanego przez jeden z przewodników
sklepu muzycznego – okazał się on sklepem ze stanikami,
sukienkami i płytami, gdzie wprawdzie płyt lokalnych zespołów
pani nie miała, bo oni zazwyczaj ich nie wydają, ale jeśli chcemy,
to może nam spiratować z komputera ich mp3 za 25 EC (dolarów
wschodniokaraibskich, z których jeden równa się ok. 1,20 zł). :)
Chciałyśmy z Kaczką i Klaudią, ale po usłyszeniu próbki mi się
odechciało – miejscowa „soka”, „suka” czy jak to tam zwą,
okazała się połączeniem reggae i paskudnego disco, zaś „czyste”
reggae nie bardzo się różniło od europejskiego, dałyśmy sobie
więc spokój.
Te kulki w misce to gałka muszkatołowa, a obierki pewnie od pomarańczy, mandarynek i grejpfrutów, które mają tu kolor raczej zielony niż pomarańczowy i nie zawsze różnią się wielkością... |
Marilyn Monroe w St. George |
A potem, już bez dziewczyn, które wróciły na
wachtę, ruszyliśmy w targowisko. Przypraw od cholery i jeszcze
trochę, drugie tyle owoców. Adrian ubijał na kolejnych stoiskach
coraz bardziej złote interesy: tu mu pani orzeszka dorzuci, tam
kakaową kulkę, tu zaokrąglimy w dół o parę dolarów...
wyszliśmy stamtąd z torbami pełnymi przypraw karaibskich, w tym
szafranu, wanilii, gałki muszkatołowej, a także pachnących korali
zrobionych z różnych ziaren, butelką marynaty do mięs, paroma
dziwnymi orzechami, kulkami kakao, torbą karambol, torbą czerwonych
owoców wyglądających jak jabłka, pachnących różą i
smakujących niczym, torbą pomarańczy, grejpfrutów, „golden
apples”, kulek o śmiesznej nazwie i bananów. I z bransoletką z
fasolek, które robią się gorące, gdy się nimi potrze o beton –
bardzo przydatna właściwość :). W miarę odwiedzania kolejnych
krajów i rozmawiania z kolejnymi ludźmi poznaję coraz więcej
polskich określeń miejscowej waluty: Kaczka na każde lokalne
pieniądze, które nie są euro, mówi „paskudy”, Adrian:
„cipasy” albo „pizdryki”, Maciek: „pstryki”, Kapitan
mówił „wariaty”, a poza tym zdarzały się jeszcze
„gadżety”.
Wkrótce trzeba było wracać na statek, więc nie zdążyliśmy już wdrapać się na wzgórze z fortami czy przejść uliczkami o pięknej „georgiańskiej” (jakakolwiek to jest) zabudowie. Trochę żałowałam, że straciliśmy cały czas na targu – do momentu, kiedy wieczorem do moich zasypiających nozdrzy dotarł zapach z uchylonej torby z przyprawami... Na korytarzu grasował odór z kapitańskiej toalety, która zaczyna capić na falach, i smród ten wdzierał się już do naszej kabiny, ale cynamon, szafran i kakao skutecznie go przyćmiły. Wanilia powędrowała na górę, do dzieciaków.
Wkrótce trzeba było wracać na statek, więc nie zdążyliśmy już wdrapać się na wzgórze z fortami czy przejść uliczkami o pięknej „georgiańskiej” (jakakolwiek to jest) zabudowie. Trochę żałowałam, że straciliśmy cały czas na targu – do momentu, kiedy wieczorem do moich zasypiających nozdrzy dotarł zapach z uchylonej torby z przyprawami... Na korytarzu grasował odór z kapitańskiej toalety, która zaczyna capić na falach, i smród ten wdzierał się już do naszej kabiny, ale cynamon, szafran i kakao skutecznie go przyćmiły. Wanilia powędrowała na górę, do dzieciaków.
Nowy Bosman przejął po starym nazywanie Rycha Dziwolągiem |
Przyszły Pan Magister informuje: "Po lewej widzimy największy pasażerski żaglowiec - pięć masztów, tej samej konstrukcji co Chopin"... |
Kaczka przy pracy |
Jako zagorzały skrytoczytacz Twojego bloga, ujawniam się po raz pierwszy :-) Fajnie się czyta i doskonale się uzupełniacie z Kaczką jeśli chodzi o dobór tematów na blogach.
OdpowiedzUsuńWARIATY - tego określenia ja też używam na "lokalną walutę" :-P
Super, dzięki! A...kim jesteś?
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńDopiero dziś znalazłem Twój komentarz pod moim, więc posłusznie odpowiadam, coby nie być anonimowym:
Jestem wieloletnim znajomym Gosi Czarnomskiej, z którą przepłynąłem wzdłuż i wszerz kilkakrotnie Bałtyk, a w ubiegłym roku żeglowałem też z Kaczką. Czytam więc z pasją obydwa blogi, a od pewnego czasu, też i Twój.
Pozdrawiam serdecznie całą rodzinkę i czekam na kolejne ciekawe wpisy.
Michał
Super, bardzo mi miło, dzięki i pozdrawiam!
Usuń