poniedziałek, 12 listopada 2012

Buja!

Pisane 9 XI

Płyniemy od jakieś półtorej doby. Kiedy wypływaliśmy, dzieci właśnie szły spać i przespały moment, kiedy się rozbujało. Gdy nad ranem Jagienka otworzyła oczka, wyglądała na nieco zdziwioną i powiedziała z lekkim zaniepokojeniem: „Y....y...”. Jednak już po godzinie nowy stan rzeczy zastał uznany za naturalny i w tej chwili na przykład siedzimy w klasie i oglądamy „Króla Lwa”, a ona pełza radośnie po pochyłej podłodze i korzysta z tego, że nowe oblicze grawitacji pomaga jej niekiedy wspiąć się na ścianę czy stołek. Rysiek natomiast po przebudzeniu powiedział najpierw: „Oooo, słonecto wychodzi!” (ma koję przy bulaju, z widokiem na morze), a potem: „Nie ce tedo tołysania”. Wkrótce „tołysanie” zaczęło być nawet zabawne, ale już po paru godzinach – męczące. W okolicach obiadu Ryszard zaczął się pokładać, marudzić, miauczeć, a jak zasnął to na prawie 4 godziny. Nieco gorzej znoszą to bujanie licealiści z „Niebieskiej Szkoły” - większość z nich leżała wczoraj pokotem na rufie, a pomiędzy nich wcisnęliśmy kojec z Jagienką, przywiązany do ławeczki. Fajnie było siedzieć sobie koło niej i patrzeć na twarze ludzi, wychodzących zejściówką rufową na pokład – na widok wesołego bobasa przewalającego się mięciutko na boki każdy szeroko się uśmiechał. A gdyby nam Mała za parę lat nie chciała uwierzyć, że tu z nami była, to mamy dowody nie tylko w postaci zdjęć i relacji naocznych świadków, lecz także filmu – na pokładzie jest kilkuosobowa ekipa filmowa z jakiegoś festiwalu, która wymierzyła wczoraj swoją kamerę prosto w kojec :).
Podoba mi się też podejście załogi stałej do całej tej sytuacji chorobowej: widząc kolejną osobę przewieszoną przez burtę jeden oficer czy starszy wachty patrzy na drugiego i mówi półszeptem: „Przecież jeszcze nawet nie zaczęło wiać!” Dopiero kiedy dzisiaj rano obudził nas przewodnik po Karaibach, który spadł na naszą koję razem z „paroma” drobiazgami ze stołu, Adrian wydawał się zniesmaczony. Oczywiście nie samym faktem, że spadło, tylko tym, że nie zasztauowałam. No przecież!
Pomimo przechyłów jesteśmy spokojni o dzieci śpiące na górnej koi dzięki niezwykłej konstrukcji obmyślonej przez Adriana, a wykonanej przez Karola (jako jedynej osoby potrafiącej obsługiwać maszynę do szycia żagli). Wygląda to tak:


materiał trzyma, ekspres otwiera, a siatka wentyluje i służy za podgląd (pomysł Pani Promotor – dziękujemy! :)).

A teraz jest popołudnie i mam kilkadziesiąt (mam nadzieję) minut urlopu, bo dzieci śpią.* OBOJE jednocześnie! Alleluja! Siedzę sobie w słonku na rufie i karmię ptaszka, bo przyleciał. A taki zmęczony ptaszek, który znalazł kawałek lądu na środku morza chyba tak szybko nie odfrunie. Na razie skacze sobie po waterweisach i cichutko poćwierkuje. Ciekawe, kiedy znajdzie moje okruszki. 



Pogoda jest cudowna. Jeszcze rano podobno padało, ale już przed południem dzieciaki dostały na facjaty krem z filtrem, a teraz jest naprawdę cieplutko. Kołyszemy się łagodnie i nic, tylko LEEEEŻEEEEEEĆ. Albo pisać bloga. Przywdziałam sobie nawet, proszem Was, kapelutek z rondkiem, nabyty przed wyjazdem w sklepie, w którym starsze panie przymierzały już nowe moherowe berety i wełniane kapelusze na Wszystkich Świętych. Tak mi średnio pasował do polaru i kurtki, ale postanowiłam zaryzykować i nie narzekam. :)

* Uwaga dopisana później: okazało się, że raczej kilkanaście, bo Jagnię się obudziło od jakiejś komendy podawanej przez rozgłośnię.




4 komentarze:

  1. ciekawe,że autorka powyższego,pisząc o chorobie morskiej innych uczestników,nie wspomina nic o tym,czy sama nie wisiała za burtą aRysio z zainteresowaniem dopytywał: Co jobiś,Mamo? Ale miejmy nadzieję,że nie bo inaczej nie mogłaby popełniać tych superciekawych wpisów.Oluń, dzięki,że znajdujesz na to czas. czekamy z utęsknieniem na każdy następny wpis-one trzymają nas przy życiu( i te wspaniałe zdjęcia).Buziaki dla was wszystkich:)

    OdpowiedzUsuń
  2. FANTASTYCZNIE!!! Też chce takie łóżko dla Tomka, yyyy tylko bez "tołysania" ;) Jagienka już chyba zadomowiła się na dobre, bo tak sobie spokojnie wcina coś :) chyba łyżeczkę, hehe.
    Czytam dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. To wspaniałe, że Jagniątko i Ryś znoszą "tołysanie" lepiej niż licealiści :D
    Jak opowiadałaś mi o konstrukcji pomagającej zabezpieczyć górną koję, to wyobrażałam to sobie inaczej ;) dlatego dziękuję za zdjęcie - teraz wszystko jest jasne :)
    Jakbym zobaczyła Jagnię wychodząc na pokład to również bym się uśmiechała od ucha do ucha! :) W ogóle mam wrażenie, że Jagienka znosi wyjazd bombowo! :) Poza tym dla niej i dla Rysia to tyyyyle jodu, że będą zdrowi i silni :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tu nie mam czasu na rzyganie! :)
    A Jagienka zajadała kaszkę, tylko przez przypadek wrzuciłam zdjęcie,na którym jest jeszcze czysta :)

    OdpowiedzUsuń