20 XI
Taki kapitan to stworzenie bardzo
wszechstronne (takim przynajmniej powinno być, jak wynika z moich
tutaj obserwacji). Otóż musi on nie tylko nawigacyjnie „ogarniać
temat” (przy okazji: „ogarniać” to na „Chopinie” bardzo
popularne słówko, znaczące z grubsza tyle, co „zorganizować”,
„zająć się” czymś. Ogarnia się wszystko: rozmowę z portem w
sprawie postoju, szycie żagla, listę załogi, a nawet herbatę z
cytryną), tzn. umieć manewrować w portach i na morzu, decydować o
tym, które żagle postawić i zrzucić (fachowo: „sprzątnąć”.
Naprawdę!:)), jaki kurs obrać itp. Musi on ponadto znać dobrze
rozmaite urządzenia na statku, teoretycznie z samą nawigacją
niezwiązane, takie jak: pompy, agregaty, silniki i silniczki. Tacy
zapaleńcy jak Adrian lubią też ponadto pouczestniczyć w
naprawianiu odsalarki, klimatyzacji czy innych „drobiazgów”, ale
wydaje mi się, że to jest już wiedza „dla chętnych”, wymagana
bardziej od mechanika (który zresztą też generalnie powinien znać
się na wszystkim). Wszystko powyższe Mąż mój tu obecny „ogarnia”
moim zdaniem wybornie. Ale na tym się obowiązki Kapitana nie
kończą. Jest on odpowiedzialny również za bezpieczeństwo, ale
nie tylko całego statku, lecz także poszczególnych załogantów,
to znaczy, że jeśli się ktoś przy przechyle poślizgnie i
przewróci, to jest to oficjalnie wina kapitana, tak samo jak to, że
ktoś wsadził palce w drzwi albo śrubokręt do nosa, bo to kapitan
nie zapewnił warunków, nie ostrzegł, dopuścił, pozwolił albo
nie dopilnował (no chyba, że zawczasu gdzieś w dzienniku napisze,
że ostrzega czy nie pozwala, ale trudno przewidzieć każdy
śrubokręt w nosie). Dalej: dobry kapitan dbać też musi (i o tym
bym już sama nie pomyślała) o wygodę i komfort pracy, czyli na
przykład powinien wstrzymać się ze zwrotem do momentu aż wachta
kambuzowa skończy sprzątanie po kolacji, żeby im wszystko nie
latało. I to kapitan o tym pamięta, a nie kuk zgłasza prośbę.
Albo, żeby nie upierać się przy dużej prędkości, jeśli musi to
oznaczać duży stały przechył, a załoga choruje albo... ma
lekcje. Czy np. żeby w miarę możliwości poczekać z alarmem do
żagli kilka godzin, bo lepiej zrobić go po śniadaniu niż zrywać
ludzi w środku nocy. Ale tez, co bardzo istotne, musi kapitan
przewidzieć i przeprowadzić redukcję ożaglowania dużo wcześniej
niż zaczynają się niebezpieczne warunki, zwłaszcza jeśli ma
niedoświadczoną załogę, żeby posłać ludzi na reje kiedy
jeszcze nie wieje tak bardzo i nie jest to niebezpieczne. Żeby
oprócz pontonu ze sternikiem było koło ratunkowe w wodzie w czasie
kąpieli załogi w oceanie przy dryfie (dzisiaj była kąpiel w
oceanie, ale mieli radochę! :)) - to też kapitan. I w tych
wszystkich kwestiach niezastąpiony jest kpt. Mendygrał, którego
mamy tutaj jako przedstawiciela armatora, a w praktyce również jako
głos doradczy dla kapitanów-„młodziaków”. Następnie do
obowiązków kapitana dochodzą kwestie organizacyjne: to on powinien
pamiętać o tym, żeby skontaktować się z portem i zarezerwować
miejsce przy kei na parę dni do przodu, dowiedzieć się o ceny itp.
Nie musi oczywiście robić tego osobiście, ale na jego głowie jest
pamiętanie o tym wszystkim – i w takich kwestiach celuje Gosia,
która doskonale to OGARNIA. I na koniec jeszcze kapitan decyduje we
wszystkich kwestiach wyjątkowych, również międzyludzkich, np. jak
ktoś się dziwnie zachowuje i trzeba „coś z nim zrobić”.
W załodze, którą tutaj mamy fajne jest to, że oni tu wszyscy sobie pomagają i każdy ma poczucie odpowiedzialności za statek. Czyli bosman czy oficerowie nie ograniczają się tylko do swoich obowiązków, ale starają się myśleć szerzej i jak trzeba coś zrobić, po prostu to robią. Dobrze, że kapitan, jak ma wątpliwości czy postawić żagiel czy nie albo jak przeprowadzić manewr, może zapytać o zdanie kogoś innego i ten ktoś inny nie uzna go za niekompetentnego, tylko powie, co myśli. I dobrze, że kapitan nie boi się, że mu korona z głowy spadnie jak zapyta.
Jednym słowem: czuję się tu z tą ekipą dość bezpiecznie. Mimo że kapitan właśnie śpi. Chyba się przyłączę, bo późno...
W załodze, którą tutaj mamy fajne jest to, że oni tu wszyscy sobie pomagają i każdy ma poczucie odpowiedzialności za statek. Czyli bosman czy oficerowie nie ograniczają się tylko do swoich obowiązków, ale starają się myśleć szerzej i jak trzeba coś zrobić, po prostu to robią. Dobrze, że kapitan, jak ma wątpliwości czy postawić żagiel czy nie albo jak przeprowadzić manewr, może zapytać o zdanie kogoś innego i ten ktoś inny nie uzna go za niekompetentnego, tylko powie, co myśli. I dobrze, że kapitan nie boi się, że mu korona z głowy spadnie jak zapyta.
Jednym słowem: czuję się tu z tą ekipą dość bezpiecznie. Mimo że kapitan właśnie śpi. Chyba się przyłączę, bo późno...
WOW!
OdpowiedzUsuńAż do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego ILE jest tych wszystkich powinności... Jejku jej. A Adrian przecież jeszcze pomaga Ci zawsze w miarę możliwości przy ogarnianiu ;) "Szpoenowego przedszkola" :D
Niskie ukłony oraz wyrazy szacunku dla wszystkich Kapitanów! :)
Ja też sobie nie zdawałam sprawy, dlatego o tym napisałam. Czapki z głów!
UsuńHej, ha! Obierz kurs!
OdpowiedzUsuńHej, ha! Żagle rozwiń!
Hej, kapitanie! Na Antiguę kurs!
"Mroczne wody" ze spokojem miń.